Pierwszy raz w Australii, zaczynamy w Darwin...
Grudzień 2015
Nie wiem kiedy dokladnie zaczelam marzyc o zwiedzeniu Australii, ale mysle ze to wszystko przez ksiazki przygodowe, ktore lykalam w szkole w zastraszajacym tempie, w ktorych doczytalam sie o kangurach, koalach, delfinach, surfingu, wielkiej rafie koralowej itd... Pamietam tez ze kiedys na ktores Andrzejki lejac w domu wosk, wyszla mi wlasnie Australia i jakos tak czulam ze predzej czy pozniej tu przyjade, no i stalo sie, jestem :)
Nasza podróż w do Australii była dosyć długa i tak po kolei lot do Londynu, potem Hong Kong, potem parę dni na Bali i dopiero stamtąd kierunek Darwin. Zblizajac sie do Australii przywital nas jeszcze w samolocie piekny zachod slonca a zanim wyladowalismy kapitan poinformowal nas o konsekwencjach falszywego podania danych w karcie przyjazdowej oraz zostalismy poddani 'kwarantannie", ktora polegala na obsikaniu calego samolotu jakims sprayem, nie bylo to jakies nieprzyjemne, ale podobno nas oczyscili :) Dalej spodziewalysmy szczegolowej kontroli, bo naczytalysmy sie i nasluchaly jak to trzepia i skanuja bagaze w poszukiwaniu rzeczy niedozwolonych. Tymczasem po przejsciu przez kontrole paszportowa, najpierw jedna Pani popatrzyla na nasze karty, gdzie mialysmy zaznaczone, ze jedyne rzeczy, ktore przywozimy to lekarstwa, potem Pan spojrzal na karte jeszcze raz, zapytal czy na pewno nie mamy zadnego jedzenia, zapytal mnie jeszcze czy przyjechalam do pracy po tym jak przeczytal moj zawod, po czym puscil nas bez kontroli.... bylysmy absolutnie rozczarowane.... innych pasazerow brali na bok z bagazami i skanowali je i otwierali....tak czy siak udalo sie i jestesmy w Darwinie !
Wyszlysmy z terminalu w poszukiwaniu autobusu do miasta, wiekszosc pasazerow brala taksowki i tylko jeden czlowiek jeszcze ustawil sie przy przystanku. Zagadalam do niego, czy wie jak czesto i czy w ogole przyjezdza autobus, okazalo sie jest australijczykiem, ale dawno nie byl w kraju i ostatnio korzystal z autobusu wiec powinien jakis byc :) zgadalismy sie chwile pozniej ze jedziemy w to samo miejsce w miescie, wiec zasugerowalam, ze moze wezmiemy taksowke na 3 osoby, to koszty wyjda nas tyle co za autobus i koles sie zgodzil. Tak wlasnie dojechalismy do naszego miejsca noclegowego "Value Inn", ktory okazal sie polozony na glownej ulicy, gdzie dookola same bary i knajpy. W recepcji czekala mnie kolejna niespodzianka, czlowiek , ktory nas meldowal byl francuzem, wiec dla odmiany pogadalam sobie z nim po francusku, dla mnie to bylo troche dziwne, a on sie cieszyl z takiej okazji :) tego wieczoru, zrobilysmy sobie krotki spacer po okolicy i zakupy w markecie po drugiej stronie ulicy. Nareszcie moglysmy zobaczyc jakie sa tu ceny jedzenia i czy bedzie nas stac. Okazalo sie ze nie jest tak zle i mozna spokojnie wyzyc na kromkach z serem czy mielonka w promocji oraz zupkach chinskich :) odwiedzilsmy jeszcze tzw "bottle shop" , czyli jedyne miejsce gdzie kupisz alkohol i okazalo sie najtansze jest wino, ktore mozna kupic juz za 9 dolarow za butelke. Piwo drozsze, ale tez nie ma tragedii. Tego wieczoru postawilysmy na biale schlodzone Chardonney i poszlysmy spac :)
Drugi dzien w Darwinie to wycieczka po calym centrum, porcie oraz wizyta w ogrodzie botanicznym. Miasto jest nowe, to co bylo tu wczesniej zostalo zniszczone przez dzialania wojenne a potem jeszcze przez huragan w latach 70tych. Odbudowano tylko czesc zabudowac 19sto wiecznych, a reszta niestety przepadla. Ocalal tez w calosci ogrod wlasnie, ktory faktycznie jest bardzo przyjemnym miejscem na spacerek. Odwiedzamy tez plaze, ktora jest absolutnie pusta, tutaj nie mozna sie kapac ze wzgledu na meduzy, ktore sa niebezpieczne i odwiedzaja te wody. Calosc robi na mnie bardzo dobre wrazenie, nieduze miasto, ale mysle ze fajnie by sie w nim mieszkalo. Czysto, schludnie, latwo sie poruszac, fajne domy i wiezowce mieszkalne, duzo knajp, kina, mili ludzie, czyli wszystko czego potrzeba :) Troche zle wrazenie wywieraja na mnie spotkani Aborygeni, ktorzy snuja sie po ulicach, widac ze sa pijani, albo na kacu, bo smierdzi od nich alkocholem, generalnie takie nasze menele i tez zebraja o kase.... cala reszta miasta bawi sie bo dzisiaj sobota, dzien przed mikolajkami i wyglada na to ze biora sobie do serca to swieto, bo pelno osob poprzebieranych w czerwone ubranka i czapeczki. Dzisiaj robimy tez zakupy na dalsza podroz oraz odkrywamy ze mozna kupic wino w kartonie 2 litrowym za jedyne 11 dolarow !! tyle na dzisiaj wrazen, idziemy spac zmeczone upalem i dlugim spacerem.
W niedziele rano wstajemy wcześnie i zaraz po śniadaniu idę do wypożyczalni samochodów tuż obok naszego hostelu. Decydujemy się wziąć auto do 12ego grudnia tak żeby zwiedzić park narodowy Kakadu, a potem przejechać na południe aż do Alice Springs. Dzięki temu zdążymy wszystko zobaczyć i nie jesteśmy uzależnione od autobusów.
Dodaj komentarz